– Czy jedziemy do tego kościoła na wyspie, ciociu? –

– Czy ruszamy do tego kościoła na wyspie, ciociu? – Nie dojedziemy do kościoła – Viviana odpowiedziała spokojnie – choć to prawda, że zwykły wędrowiec, albo nawet ty, gdybyś wypłynęła na Jezioro sama, przenigdy by nie dotarł do Avalonu. Czekaj oraz patrz. oraz nie zadawaj pytań; to powinno jedno z twych zadań, kiedy rozpoczniesz naukę. Uciszona Morgiana zamilkła. W jej oczach nadal czaił się obawa. Po chwili powiedziała cichutko: – To jak w takiej baśni o niesamowitej łodzi, która wypływa z Wysp do Krainy Młodości... Viviana nie słuchała. Stała na dziobie łodzi, oddychając głęboko, zbierając siły do magicznego aktu, którego dysponowała za chwilę dokonać. poprzez chwilę zastanawiała się, czy nadal ma dodatkowo dość siły. Jestem już stara, pomyślała w nagłej panice, ale muszę dożyć chwili, gdy Morgiana oraz jej brat dorosną. Pokój całego tego kraju jest zależna od tego, czy będę potrafiła uchronić te dzieci! Odsunęła od siebie te myśli. Zwątpienie jest zgubne. przypomniała sobie, że przecież robiła to niemal każdego dnia swego dorosłego życia oraz stało się to dla niej tak ekologiczne, że mogłaby to wybudować nawet we śnie albo na łożu śmierci. Stała sztywno wyprostowana, zamknięta w magicznym skupieniu, potem wyciągnęła ramiona, wyprostowała je na całą długość oraz uniosła wysoko nad skroń, dłonie odwracając w kierunku nieba. następnie szybko wydychając powietrze, opuściła ręce – a wraz z nimi opadły mgły. Zniknął zarys kościoła, zniknęły wybrzeża Wyspy Księży, zniknął nawet Tor. Łódź sunęła w gęstej, nieprzeniknionej mgle, otulającej wszystko ciemnością. W takiej ciemnych pomieszczeniach Viviana słyszała, że Morgiana oddycha szybko, jak małe, przestraszone zwierzątko. Już dysponowała się odezwać, by dodać dziewczynce otuchy oraz powiedzieć, że nie ma się czego bać, ale zrezygnowała oraz zachowała milczenie. Morgiana rozpoczęła już przecież swoje kapłańskie szkolenie oraz musiała się nauczyć, jak pokonywać lęk, tak jak pokonywała zmęczenie, niewygody oraz nieposkromiony apetyt. Łódź sunęła przez mgły. Gładko oraz szybko – bo na jeziorze nie jest innych łodzi – przedzierała się przez grubą, kleistą wilgoć; Viviana czuła ją na włosach oraz brwiach, wsiąkającą w jej wełniany szal. Morgiana drżała z nagłego zimna. A potem w jednej chwili mgła zniknęła, jakby rozsunięto kurtynę. Przed nimi rozciągał się skąpany w słońcu pas wody oraz zielone wybrzeże. Tu również był Tor – Viviana usłyszała, jak dziewczynka ze zdumienia szybko łapie powietrze. Na szczycie tego Toru wznosił się bowiem okrąg z wielkich kamieni, błyszczących w słońcu. Wiodła do nich szeroka procesjonalna droga, wijąc się spiralnie wokół tego ogromnego wzgórza, na sam szczyt. U stóp Toru stały budynki, w których mieszkali kapłani, a na zboczu widoczna była św. Studnia oraz srebrne odbicie zwierciadlanego jeziorka. Wzdłuż brzegu rosły jabłkowe sady, nad nimi dęby. Między konarami połyskiwały złotem jemioły, jakby zawieszone w powietrzu. – Jakie to piękne – wyszeptała Morgiana, a Viviana usłyszała zachwyt w jej głosie. – Pani, czy to prawdziwe? – To jest więcej prawdziwe niż jakiekolwiek inne miejsce, które w życiu widziałaś – odpowiedziała Viviana – oraz wkrótce się o tym przekonasz. Łódź dopłynęła do brzegu oraz osiadła na piaszczystym dnie; milczący wioślarze przywiązali ją liną oraz pomogli wysiąść Pani Jeziora. następnie wyprowadzili konie. Morgiana musiała wyjść z łodzi sama. poprzez całe życie dysponowała pamiętać ten pierwszy widok Avalonu o zachodzie słońca. Zielone łąki schodziły łagodnie w dół aż do trzcin okalających brzeg Jeziora. Po wodzie sunęły łabędzie, cicho, jak ta magiczna łódź. Między jabłoniami oraz dębami wznosił się niski budynek z ciemnego kamienia oraz Morgiana z daleka widziała odziane na biało postacie poruszające się